sobota, 30 marca 2013

Od Manii - Teren na Casablance

Dzisiaj miałam jeździć na Casablance. Była na padoku, zawołałam "Casablanca" z drugiego końca padoku i ona przyszła, założyłam jej kantar doczepiłam uwiąz i wyprowadziłam z padoku. Ledwo co zaczęłam ją czyścić pani Karolina powiedziała, że jedziemy w teren. Ja miałam Casablancę, pani Karolina wzięła Iconę, pan Seba Marcoon'a a pani Marta Sambę. Byłam przed ostatnia a ostatnia była pani Marta, pierwszy pan Seba a druga pani Karolina. Ścigaliśmy się na plaży, wygrała pani Marta ale to dlatego, że ktoś jadł jabłko przy mecie a Samba strasznie je uwielbia.! Potem powrót, i zaczęłam dawać wpis z dzisiejszego dnia na photoblog'a.

Od Marty - Hidalgo..

Już od paru dni pracuje w stadninie TBH. Uczę w niej western'u. Poszłam na targ by kupić jakieś ubrania sobie i Weronice. Nagle zobaczyłam ogrodzony kawałek i konia bitego batem, próbował się uwolnić, stawał dęba i brykał. Miał coś zaciśnięte na szyi, takie metalowe coś co raziło go prądem i był jeszcze bardziej roztrzęsiony. W końcu cały spocony stanął w bez ruchu. Podeszłam do właściciela.

-Witam. - Powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
-Witaj panienko, chcesz pooglądać dzikiego Hidalgo? - Zapytał. - Tylko 10 zł za jeden występ, to okazja.
-Hidalgo to dziki mustang z prerii, opłaca się go zobaczyć. - Dodał.
-Nie dziękuję. - Odpowiedziałam uprzejmie. - Ale...
-Tak? - Zapytał ponowie.
-Mogę go kupić?
-Ależ on jest taki dziki... - Powiedział z powagą w głosie.
-To nic, dam 10 tysięcy. - Powiedziałam szukając pieniędzy.
-Oczywiście, ale ostrzegam, to nie jest łatwy koń. - Powiedział zabierając pieniądze.

Odczepił Hidalgo to coś z szyi, co trwało długo, bo nieujeżdżony ogier bał się mężczyzny. Dał mi go na starym kantarze i doczepił darmowy uwiąz, który na pewno miał z dwa lata. Hidalgo nadal był spocony ale szedł grzecznie. Wprowadziłam go do stajni, na początek tuż przy drzwiach boksu, stanął jak wryty ale potem wszedł spokojnie. Zaczął jeść i pić. Potem kiedy skończył wzięłam od niego kantar i uwiąz.

-Kocham cię. - Powiedziałam i on nastawił uszy.

Od Marty - Zupełna Nowość...

Obudziłam się. Jak zwykle: za oknem gwar i hałas. Walizki były już spakowane, zdziwiona wyszłam z pokoju. Moja młodsza siostra Weronika o wszystko zadbała. Wyprowadzałam się na przedmieścia mojego miasta, miałam mieszkać w niewielkim domku jednorodzinnym i ogromnym ogrodem. Wyjeżdżałam z Weroniką, więc obiecałam jej, że jeżeli ogród będzie na prawdę taki wielki jak na zdjęciu i nic na nim nie będzie stało (z wyjątkiem domu) kupię jej kucyka szetlandzkiego. W internecie oglądałam zdjęcia koni.. W cale nie musiałam długo szukać, znalazłam prześlicznego kucyka imieniem Figaro. Okazało się, że jego właściciel mieszkał w domu który stał dwie ulice dalej od naszego. Pojechałam po niego wieczorem, w cale nie był taki malutki jak na zdjęciu. Zapłaciłam za kucyka i wróciłam do domu. Wera strasznie się ucieszyła, i on także nastawił uszy, zarżał cienkim głosem i pomachał głową. Do 21:30 budowałyśmy mu boks z drewna. Był dosyć duży, jak na szetlanda, miał nawet własne wyjście na mniejsze pastwisko. Potem Weronika poszła spać a ja szukałam pensjonatu dla pozostałych koni. Znalazłam stajnię ,,The Black Horses" boksy były duże i wszechstronne, konie co dziennie dostawały świeżo zebraną trawę i siano. Pora karmienia to 08:00 śniadanie i 18:00 kolacja. Można było ustalić czas wychodzenia na pastwisko koni, i nie było ograniczeń halowych. Miałam wstać o 08:00 i przygotować się do wyjazdu by zakwaterować tam konie. O 23:00 poszłam spać. Obudziłam się a za oknem cisza i spokój. Wesoła przygotowałam się i pojechałam razem z koniowozem do stajni TBH.

-Dzień dobry. - Powiedziałam trzymając za uwiąz Arletic Jac'a.
-O witaj, ja jestem Karolina Mąka. - Uśmiechnęła się wysoka dziewczyna.
-Szukam pensjonatu dla moich koni. - Powiedziałam zagubiona.
-Poczekaj. - Powiedziała Karolina M. i odebrała telefon.

Słychać było, że się kłóciła.

-Dobrze, coś mówiłaś, przepraszam, nie radzę sobie z tym wszystkim. - Powiedziała.
-Szukam pensjonatu ale mogę być też instruktorką jak pani potrzebuje! Pomogę. - Powiedziałam uśmiechnięta.
-Oczywiście to może jak ktoś przyjdzie zacznij uczyć na Arramorze. - Powiedziała biorąc grabie.
-Ale ja... - Zaczęłam nieśmiało.
-Co? - Powiedziała zniechęcona.
-Ja nic nie wiem o klasyce.. - Powiedziałam uprzejmie.
-To dlaczego zgłaszasz się jako instruktor? - Powiedziała nie odnajdując się w sytuacji.
-Mogę pani pokazać. - Powiedziałam uśmiechnięta.

Osiodłałam Arletic Jac'a i pokazałam co potrafię.

-Nie wiem, jak to określić, bo nie jeżdżę tym stylem, ale jak bym miała się znać powiedziałam bym, że świetnie. - Zaśmiała się Karolina.

Uśmiechnęłam się i umieściłam moje konie w boksach.