Już od paru dni pracuje w stadninie TBH. Uczę w niej western'u. Poszłam na targ by kupić jakieś ubrania sobie i Weronice. Nagle zobaczyłam ogrodzony kawałek i konia bitego batem, próbował się uwolnić, stawał dęba i brykał. Miał coś zaciśnięte na szyi, takie metalowe coś co raziło go prądem i był jeszcze bardziej roztrzęsiony. W końcu cały spocony stanął w bez ruchu. Podeszłam do właściciela.
-Witam. - Powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
-Witaj panienko, chcesz pooglądać dzikiego Hidalgo? - Zapytał. - Tylko 10 zł za jeden występ, to okazja.
-Hidalgo to dziki mustang z prerii, opłaca się go zobaczyć. - Dodał.
-Nie dziękuję. - Odpowiedziałam uprzejmie. - Ale...
-Tak? - Zapytał ponowie.
-Mogę go kupić?
-Ależ on jest taki dziki... - Powiedział z powagą w głosie.
-To nic, dam 10 tysięcy. - Powiedziałam szukając pieniędzy.
-Oczywiście, ale ostrzegam, to nie jest łatwy koń. - Powiedział zabierając pieniądze.
Odczepił Hidalgo to coś z szyi, co trwało długo, bo nieujeżdżony ogier bał się mężczyzny. Dał mi go na starym kantarze i doczepił darmowy uwiąz, który na pewno miał z dwa lata. Hidalgo nadal był spocony ale szedł grzecznie. Wprowadziłam go do stajni, na początek tuż przy drzwiach boksu, stanął jak wryty ale potem wszedł spokojnie. Zaczął jeść i pić. Potem kiedy skończył wzięłam od niego kantar i uwiąz.
-Kocham cię. - Powiedziałam i on nastawił uszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz